Erasmus

Idź do spisu treści

Menu główne

Spotkanie w Kłajpedzie

Artykuły > Spotkania

Erasmus 2016/2017 – wyobraźnia i kreatywność bez granic

Liceum Ogólnokształcące im. Stefana Żeromskiego od początku roku szkolnego 2014/2015 realizuje wielostronny projekt w ramach nowego programu Erasmus+ pod tytułem „Sztuka nie zna granic. Jest to trzyletni projekt europejskiej współpracy szkół, wspierany finansowo przez Unię Europejską, która przyznała nam na ten cel grant w wysokości 50 935 euro na trzy lata. Pracujemy nad nim razem ze szkołami z dziewięciu innych krajów europejskich Belgii, Finlandii, Hiszpanii, Litwy, Portugalii, Rumunii, Słowacji, Turcji i Włoch.
Bieżący rok szkolny jest ostatnim rokiem realizacji projektu. Pierwsze spotkanie partnerów w tym roku szkolnym odbyło się w Campulung Moldovenesc w Rumunii. Kolejne miało miejsce w Kłajpedzie na Litwie w dniach 13-19 listopada 2016. Wzięło w nim udział pięcioro uczniów i dwoje nauczycieli z naszej szkoły.  

Już od najmłodszych lat słyszymy, że podróże kształcą. Dzięki nim poznajemy geografię, obyczaje, doskonalimy nasz język. Ta podróż miała jednak być inna niż wszystkie, jakie dotąd odbyłem. A zaczęło się od przerażenia środkiem lokomocji.

Oprócz obaw co do przelotów samolotem, na mój stres z
łożyły się też niezwykle małe gabaryty bagaży. Mimo to, udało nam się wszystkim spakować, a podróż, której tak się bałem, była mile spędzonym razem czasem, pomimo niewygód takich jak 6-godzinne oczekiwanie na samolot. Udało nam się zresztą zabić nudę postanowiliśmy skorzystać z okazji i zwiedzić starówkę miasta, w którym przyszło nam czekać na przesiadkę , czyli Rygi. Uruchomiliśmy po raz pierwszy od początku wyjazdu nasz werbalny angielski i, z drobnymi problemami typu nie ten autobus, dotarliśmy do celu podróży, po czym rozpoczęliśmy spacer i zwiedzanie na własną rękę. Choć późna pora (było około siódmej wieczorem) nie pozwoliła nam zobaczyć niczego od wewnątrz, wszyscy byliśmy urzeczeni architektonicznym pięknem zabytków.

Gdy stan
ęliśmy już na litewskiej ziemi, w Pałandze, wszyscy czuliśmy podniecenie na myśl o tym, że wkrótce spotkamy się z goszczącymi nas rodzinami. Osobiście miałem cichą nadzieję na spotkanie rodziny z polskimi korzeniami, ale wiedziałem, że głównym celem wyjazdu jest doskonalenie mojego języka angielskiego, nie polskiego.

Prosz
ę sobie wyobrazić moje zdziwienie, kiedy na parkingu, na którym mieliśmy zostać odebrani podchodzi do mnie mężczyzna o wzroście 2,19 m i pyta grubym głosem „Excuse me, are you Marek?, by upewnić się, że to po mnie przyjechał. Po paru sekundach zdumienia wykrztusiłem z siebie, że to ja, zgłosiłem Pani Kubickiej, że mogę już jechać na nocleg i podążyłem z wysokim mężczyzną, który, jak się potem okazało, nazywał się Eureljus Zukauskas i był byłym zawodowym koszykarzem, a przy okazji niezwykle serdecznym i rozmownym człowiekiem.

Rodzina, do której trafi
łem była niesamowicie przyjazna, chętnie odpowiadali na wszystkie moje pytania i od razu dodawali „a jak to jest w Polsce?. Troszczyli się zawsze o to, żeby posiłki były złożone z tego, co lubię, a wieczorami zapraszali na partyjkę bilardu lub ping-ponga. Dzięki nim spróbowałem także narodowej litewskiej potrawy, tzw. cepelinów (jeśli dobrze usłyszałem nazwę), które okazały się bardzo podobne do typowych pyz z mięsem, choć w innym kształcie i, co tu dużo mówić, ugotowane przez mamę Eureliusa smakowały wyśmienicie. Mój host, czyli uczeń, który to właśnie gościł mnie w domu, Nedas, miał niespełna czternaście lat i niestety nie udało mi się go poznać tak dobrze, jakbym chciał po części dlatego, że późno wracaliśmy do domu z zajęć, a po części dlatego, że niestety on z nami w nich nie uczestniczył. Mimo to pozostajemy w kontakcie.

Bardzo ciekaw
ą i miłą częścią życia w rodzinach litewskich było to, że w niektórych domach nie było się jedynym gościem, ja akurat mieszkałem razem z szesnastoletnim Belgiem, Toonem, z którym połączyła nas szczera, męska przyjaźń (już planujemy wzajemne odwiedziny). Podczas zajęć często trzymaliśmy się razem, a wieczorami, leżąc w łóżkach dzieliliśmy się wrażeniami na temat całego dnia. To było wspaniałe, znaleźć obcojęzycznego przyjaciela i spędzić z nim tyle miłego czasu.

Wró
ćmy jednak do zajęć, o których tak często wspominałem pięć dni, które spędziliśmy na Litwie nie polegały, jak to sobie wyobrażałem, na chodzeniu do zwykłej szkoły. Każdego dnia rano ojciec naszego hosta podwoził nas razem z nim do szkoły, gdzie odbywała się zbiórka wszystkich uczniów i nauczycieli biorących udział w tej wymianie. Tam omawialiśmy pokrótce plan dnia, a następnie wsiadaliśmy do autokaru i wybieraliśmy się w różne lokacje. W znakomitej większości były to warsztaty, integrujące nas ze sobą. Pierwsze dwa dni minęły jeszcze w lekkiej niepewności, wielu uczniów wciąż czuło się nieswojo, ale trzeciego dnia, kiedy mieliśmy warsztaty taneczne, wszelkie bariery pękły międzynarodowe grupy taneczne, w których mieliśmy w ciągu niespełna godziny przygotować, jak to określiła instruktorka, „wielkie show, wszystkich nas do siebie zbliżyły. Nie chodziło o wygraną, tylko o dobrą zabawę. Najzabawniejsze było to, że każda grupa muzykę, do jakiej miała tańczyć, poznawała dopiero w chwili rozpoczęcia występu wtedy już nie było odwrotu i nasze programowe hasło kreatywność nie zna granic wcielało się w życie.

I tak z ka
żdym kolejnym dniem zaprzyjaźnialiśmy się coraz bardziej, aż piątego dnia, kiedy wieczór pożegnalny, pełen tańca, śpiewu i zabawy dobiegał końca, niemalże wszyscy płakaliśmy, gdy przyszło nam się żegnać. Uściskom i okrzykom typu „Napisz do mnie na Facebooku czy „Musimy się spotkać! nie było końca. Bardzo miłym akcentem były wpisy w notatnikach, które dostaliśmy od Klaipedos Licejus (litewskiej szkoły, która zorganizowała ten wyjazd). Wielu uczestników projektu podchodziło do pozostałych i prosiło ich o pamiątkowy wpis z imieniem i nazwiskiem piszącego. I tak powstały pamiątki na lata.

Wyjazd ten wywar
ł wielkie wrażenie na wszystkich jego uczestnikach poznaliśmy przedstawicieli wielu narodów, wspólnie bawiliśmy się, tworzyliśmy, poznawaliśmy historię i kulturę Litwy. Mamy mnóstwo wspólnych zdjęć, wspomnień, a ilość grupowych konwersacji na Facebooku i prywatnych wiadomości jest ogromna. Poznaliśmy smak ponadnarodowej przyjaźni i zrozumieliśmy, że, jak to napisała jedna z uczennic w swoim wierszu, pomimo różnych narodowości, pochodzenia, koloru skóry czy języka, wszyscy jesteśmy tacy sami wszyscy jesteśmy ludźmi. Naszą prawie pięćdziesięcioosobową grupę połączyła akurat miłość do szeroko rozumianej sztuki. Bo prawdziwa sztuka łączy, a nie dzieli.

Marek Chmielewski, uczeń klasy IID LO im. S. Żeromskiego,
uczestnik spotkania w Kłajpedzie.



Wróć do spisu treści | Wróć do menu głównego